Creepypasta Wiki
Advertisement

"Dorime" - To była jedyna myśl która krążyła mi po głowie tej ciemnej wrześniowej nocu. Poszedłem do okna i powoli zasłoniłem rolety, "Coś tam jest... Coś tam jest... Coś tam jest...", mamrotałem powoli kiedy znowu spojrzałem na okno. To był „stwór za oknem”, tak go nazwałem. Co noc obserwowałem okno żeby sprawdzić czy to coś za nim stoi. Kilka razy go widziałem, przebiegającego szybko tuż przed szybą, albo jak siedział na drzewie, lub kiedy kucał na parapecie stukając w szybę. Co nocy patrzał na mnie swoimi białymi jak ściana oczami, otwierając usta lub cicho sycząc pod nosem. Nigdy nie zastanawiałem się czym jest to coś, człowiekiem, demonem, potworem lub czymś zgoła innym, nie wiem i nie chcę wiedzieć. Ale nigdy nie zapomnę jego twarzy, jego kościstej, nieludzkiej twarzy. To coś miało żółte zęby i, jak już wcześniej wspominałem, całkowicie białe oczy, mały nos, ogromne uszy, a jego głowę pokrywały nieliczne, czarne jak smoła włosy. Miał też łapy, wielkie łapy, ogromne, większe od jego głowy jakieś pięć razy. Żebra były widoczne a jego stopy malutkie, o wiele mniejsze od łap, jakoś dziesięciokrotnie. Pewnej nocy kiedy jak zwykle kucał na parapecie, postanowiłem go zapytać: "Czego chcesz!? Czego chcesz ty paskudny potworze!?" A on tylko cicho zachichotał pod nosem, i skoczył ponad okno, usłyszałem kroki nad głową, a następnie cichy głos dobiegający z komina: Jezz z tobą, Maciuśu, jezz jest z tobą... Powiedział po czym wpełzł z powrotem na dach. Usłyszałem głośny huk, dobiegał ze strony okna. spojrzałem na nie - jego twarz była przyciśnięta do okna, miał na twarzy szeroki uśmiech, jego wielkie żółte, wielkie zęby, powoli unosiły się i opadały, tworząc niesłyszalne słowa, po chwil odskoczył od szyby i stanął na chodniku. Po jakimś czasie gapienia się na mnie swoim tępym wzrokiem, po prostu pobiegł do lasu, nawet to nie zdziwiło by mnie aż tak, gdyby nie jeden, szczególny fakt - mieszkałem na dziesiątym piętrze wielkiego bloku...

Wiele lat później, zapomniałem o tych wydarzeniach, uzasadniając sobie to złym, okropnym snem. To jednak nie była prawda, to czasami nawiedzało mnie w snach, na przykład raz śniłem o tym jak to coś było na moim dachu, śniłem że nie odchodzi, tylko wchodzi do mojego pokoju, śmiejąc się jak obłąkany, zawsze wtedy się budziłem. Pewnego dnia kiedy miałem 17 lat, postanowiłem wybrać się na biwak, niestety wybrałem się tam sam, do lasu, do tego lasu do którego pobiegło to coś, wtedy zapomniałem o tamtych wydarzeniach. Spakowałem: prowiant, zapalniczkę, scyzoryk, namiot, i trochę ubrań na przebranie, nie wiem po co właziłem do tego lasu sam, nie wiem, lecz wtedy nie myślałem trzeźwo, jakby coś zmuszało mnie do wejścia do lasu, kiedy wchodziłem wgłąb krzaków, stwierdziłem że to zły pomysł, chciałem zawrócić jednak... Nie mogłem, moje nogi szły dalej nie reagując na moje próby odzyskania nad nimi kontroli. Musiałem wejść do lasu, musiałem rozstawić namiot i rozpocząć zapalanie ogniska. Kątem oka zobaczyłem coś na drzewie, uśmiechało się do mnie, patrząc na mnie białymi oczami, przypomniałem sobie wydarzenia z przed ośmiu lat, chciałem uciekać, uciekać i nigdy nie wracać, nie zbliżać się do lasu nawet na kilometr. Stwór zza okna powoli ześlizgnął się z drzewa, wyglądał jak pająk, jak ogromny, podobny do człowieka pająk wpadł do rzeki w lego city. "Nie dotykaj mnie! Nie zbliżaj się, błagam!" Krzyczałem miotając się w miejscu, w końcu przybiegł myśliwy, i strzelił w to coś z wiatrówki, zaryczało głośno, dotykając swojej rany, spojrzał na myśliwego i pobiegł w głąb krzaków. Wtedy się obudziłem, spojrzałem na okno, pusto, wstałem i spojrzałem na lustro, coś było nie tak, dopiero po chwili zorientowałem się co, to była rana pod moim okiem, mała rana wciąż krwawiła, poszedłem do łazienki aby nałożyć plaster, kiedy byłem na miejscu, zobaczyłem małe ślady stóp na podłodze...

Advertisement