Creepypasta Wiki
Advertisement

Pogoda za oknem nie dopisywała tego dnia. Z rana gęsta jak mleko mgła która przeszła w burze z piorunami po południu. Widok za oknem nie powalał, tego dnia nic nie było widać najpierw ta cholerna mgła, a potem nadeszła nawałnica. Marlena jak co dzień o tej porze kończyła prace w klinice aborcyjnej i wracała swoim nowym samochodem do domu. Auto miało piękny czerwony lakier na widok którego Marlenie od razu robiło się lepiej gdy miała zły humor oraz automatyczną skrzynie biegów. Gdy wsiadła do swojego samochodu pogoda się pogorszyła i widoczność była jeszcze gorsza, co sprawiło że Marlena byłe trochę zaniepokojona, gdyż nie czuła się zbyt dobrze z myślą o jeździe przez miasto w taką pogodę. Lecz gdy ruszyła z parkingu jej obawy zniknęły i czas podróży mijał jej prędko, lecz do czasu. Kiedy przejeżdżała obok parafialnego cmentarzu radio zaczęło jej szwankować. Najpierw usłyszała szmery, które szybko zamieniły się w ciche na początku nie zrozumiałe słowa -pull up pull up pull up-. Dźwięki ucichły kiedy minęła nekropolie, lecz nadał była skonfundowana tym co stało się ledwie kilka sekund wcześniej. Dalsza podróż minęła jej w spokoju jeśli nie liczyć tego co natura robiła na zewnątrz jej auta.


Kiedy dojechała na swoje osiedle i zaparkowała pod klatką swojego bloku poczuła się szczęśliwa, kiedy myślała o tych wszystkich zabiegach jakie wykonała tego dnia. Miłe uczucie trwało w niej nie zachwiane mimo zmęczenia i dziwnego zjawiska jakie miało miejsce podczas podróży, a działo się tak ponieważ uwielbiała swój zawód. Od kiedy tylko pamiętała szczerze nienawidziła dzieci i praca w klinice napawała ją satysfakcją z tego co robiła. Po kilku minutach wtargała się na swoje piętro i wyjęła klucze chcąc otworzyć drzwi do mieszkania, gdy na całej klatce schodowej dało się usłyszeć czyjś krzyk. Na początku nie dotarło do niej to co usłyszała, po chwili zadumy zdawało jej się że usłyszała dwa słowa - pull up-. Zamarła z przerażenia, ale szybko uznała że z powodu zmęczenia jej umysł płata jej figle. Po chwili rozmyślań nad krzykiem, który usłyszała w końcu odtworzyła drzwi do swojego mieszkania i weszła po cichu żeby nie obudzić swojej partnerki. Kiedy wchodziła usłyszała dźwięk spłuczki klozetowej, co wprawiło ją w konsternacje, gdyż w łazience nikogo nie było, a jej wybranka spała na kanapie w salonie. Postanowiła sprawdzić co to było. Gdy weszła do toalety uderzył ja okropny odór fekaliów, musiała zasłonić usta dłonią, bo by się porzygała. Pierwsza myśl do głowy jaka jej przyszłą to że znowu student mieszkający piętro wyżej zorganizował libację alkoholową i któryś z gości znowu wrzucił petardę do kibla. Lecz nie rozmyślała nad tym zbyt długo bo do jej uszu doszedł dźwięk bąbelków, którego źródłem był kibel. Postanowiła podnieść deskę klozetową, a to co pod nią znalazła wprawiło ją w osłupienie. Bydle było ogromne, miało aż dwadzieścia centymetrów średnicy. Ludzkie odchody, które pływały jej w kiblu były tak wielkie że Marlena zastanawiała się kto mógł by coś takiego ogromnego wydalić ze swojego ciała. Gdy się w nie wpatrywała coś jakby się poruszyło. Marlena krzyknęła tak głośno że obudziła swoją miłość Karolinę. Druga kobieta wstała natychmiastowo i udała się w kierunku łazienki. Kiedy była ledwie kilka kroków od drzwi z toalety wyskoczyła przerażona Marlena, lecz to co było za nią sprawiło że jej serce zaczęło bić jak dzwon. Marlene gonił abortman ubrudzony w fekaliach. Ślizgał się na gównie w jej kierunku mamrocząc w kółko dwa słowa - PULL UP -. Marlena potknęła się na tureckim dywanie co sprawiło że potwór ją dogonił, a Karolina na widok tych zdarzeń zemdlała.


Pogoda za oknem był piękna. Słońce górowało nad horyzontem, a jego promienie oświetlały twarz Karoliny. Po chwili kobieta obudziła się z bólem głowy i obrazem koszmaru który jej się przyśnił. Była wesoła na myśl że jej koszmar się skończył, gdy do jej nozdrzy dotarł odór odchodów. Osłupiała, kiedy się obróciła i ujrzała swoja miłość w ogromnym słoju w pozycji embrionalnej. Wyglądała jak płód po aborcji kiedy jej martwe ciało pływała w słoju zalana formaliną.

Advertisement