Creepypasta Wiki
(Wpis na blogu utworzony lub zaktualizowany.)
 
(Wpis na blogu utworzony lub zaktualizowany.)
Znacznik: sourceedit
Linia 1: Linia 1:
  +
#REDIRECT [[Clockwork_-_Twój_czas_minął]]
Mała dziewczynka siedziała w swoim pokoju. Jej potargane, brązowe włosy związane były w dwie kitki a orzechowe oczy utkwione w drzwiach. Przytulała mocno do siebie swoją pluszową żyrafę i uważnie wsłuchiwała się w kłótnię swoich rodziców.
 
 
- Nigdy nie chciałem mieć żadnych pierdolonych bachorów! - wrzeszczał swoim głębokim głosem ojciec - Jedyne co robią, to bałaganią, wrzeszczą i rysują po ścianach!
 
 
Mimo to został przekrzyczany przez matkę dziewczynki
 
 
- Na miłość Boską, to tylko dziecko, David! Co innego ma tutaj robić?!
 
 
- Och, pieprz się Marybeth! Nie chcę słuchać Twoich durnych wymówek, było ich już wystarczająco wiele!
 
 
- I co chcesz z tym zrobić?
 
 
Gdy dziewczynka usłyszała, że ktoś zmierza w stronę jej pokoju jeszcze mocniej przycisnęła do siebie maskotkę. Drzwi zostały brutalnie otworzone, a w korytarzu stanął jej wściekły, otyły ojciec. W jednej ze swoich wielkich dłoni trzymał gruby podręcznik.
 
 
- Przestań, David! - krzyknęła matka, ale on zignorował jej łzawe prośby.
 
 
Złapał dziewczynkę za ramię, choć kopała i szarpała się przestraszona. Uniósł dłoń z podręcznikiem.
 
 
- To za rysowanie po moich jebanych ścianach, mała dziwko!
 
 
----------------------------------------------------------------------------------------
 
 
Lata później, ta sama mała dziewczynka, znana jako Natalie, ma już siedemnaście lat. Jak zazwyczaj siedziała w swoim pokoju oglądając telewizję. Jej ojciec marudził wciąż i wciąż na kryzys ekonomiczny, który miała w tak głębokim poważaniu, jak to tylko możliwe, więc po prostu dalej podjadała popcorn. Rysowała też obrazek, trochę w klimacie gore, ale lubiła rysować krew. To dawało jej dziwną satysfakcję. Nie przejmowała się wszystkimi pytaniami, które ludzie zadawali jej tonem mówiącym "co jest z tobą nie tak, dziewczyno?!". Już w dzieciństwie zauważyła, że to lubi i po sporej dawce ciężkiej pracy i starań, rysowanie stało się nie tylko jej pasją, ale również talentem. Jednak przede wszystkim był to dla niej sposób na ucieczkę od rzeczywistości.
 
 
 
- Jesteśmy.
 
 
Spojrzała na wielki banner szkoły i przeczytała "Instytut Walkera Vill'a dla Młodych Artystów". Westchnęła cierpiętniczo i wyszła z samochodu zarzucając plecak na ramię.
 
 
 
- Nara. - rzuciła zamykając drzwi.
 
 
Weszła do szkoły, zagadując po drodze z kilkoma znajomymi, aż wreszcie dotarła na trzecie piętro i odnalazła swoją szafkę. Wyjęła z niej książki i, zdawszy sobie sprawę, że zostało jej tylko kilka minut, pobiegła do klasy. Nauczycielka angielskiego zirytowana oparła się o ławkę Natalie.
 
 
- Gdzie jest pani zadanie domowe, panno Ouellette?
 
 
Natalie przełknęła ślinę.
 
 
- Um... Zapomniałam. Znaczy... Zostało w domu.
 
 
Nauczycielka warknęła i wstała.
 
 
- Twój czas się kończy, panno Ouellette. Nie zawiedź mnie.
 
 
Natalie układała sobie chwilę te słowa w myślach. Z jakiegoś powodu zdawały się ją przeszywać. Zignorowała to i powędrowała na koniec klasy, by wysłuchać lekcji i może przysnąć, ale oczywiście tylko na chwilkę. Później grzebała w swojej szafce, już czwarty raz tego dnia, gdy nagle podszedł jej chłopak Chris.
 
 
- Hej, zgadajmy się po szkole, okay?
 
 
Uśmiechnęła się do niego uroczo, jednak lekko zdumiona. Nie wiedziała czego się spodziewać. Chris zawsze był takim słodkim chłopakiem.
 
 
Podczas lekcji francuskiego, starała się raczej nie zwracać na siebie uwagi i bazgrała w notatniku to, co lubiła najbardziej: krew, gore, zadźganych ludzi oraz noże i ostre przedmioty. Inni ludzie mówili, że to przerażające, ale ona nie widziała w tym nic specjalnego. Z jakiegoś dziwnego powodu było to dla niej zupełnie normalne.
 
 
- Panno Ouelette!
 
 
Szybko schowała swoje rysunki i spojrzała na nauczyciela.
 
 
- Tak...?
 
 
Skinął na nią ręką i wykonał nieznaczny ruch głową.
 
 
- Pokaż mi swoją pracę.
 
 
Niepewnie wyjęła kartkę z obrazkiem człowieka, w którego ciele tkwiło sporo błyszczących noży. Nauczyciel spojrzał na nią z chłodnym zdumieniem, a Natalie zaśmiała się nerwowo.
 
 
- Zmaż to i zacznij właściwą pracę.
 
 
Powiedział spokojnym tonem i odszedł, a dziewczyna westchnęła i zaczęła wymazywać rysunek.
 
 
- I, panno Ouelette...
 
 
Uniosła wzrok w jego stronę.
 
 
- Czas, który miałaś na wykonanie pracy kończy się nieubłaganie. Sugeruję zająć się nią od razu.
 
 
Warknęła pod nosem na tę uwagę. Czas zawsze zdawał się być przeciwko niej. Ale tak długo jak była ostrożna, mógł się pierdolić.
 
 
Po lekcjach wyszła ze szkoły, aby znaleźć swojego chłopaka. Stał przy płocie odgradzającym szkołę od ulicy. Uśmiechnęła się i ruszyła przed siebie z nadzieją, że chociaż on sprawi, że ten dzień stanie się lepszy. Lecz kiedy się zbliżyła, dostrzegła, że Chris wcale nie wygląda na radosnego.
 
 
- Chris, co się stało? O czym chciałeś ze mną porozmawiać?
 
 
- Natalie, sądzę, że to jest czas... Że to jest dobry czas, aby poznać kogoś nowego.
 
 
Poczuła jak w tym momencie pęka jej serce.
 
 
- Ale... Dlaczego?
 
 
Spojrzał na nią poważnie, wręcz surowo. Nie było to zbyt przyjemne.
 
 
- Chodzi mi o Twój umysł. Twoje dzieła są straszne, przerażają mnie. Co jest z Tobą nie tak? I czemu od razu nie powiedziałaś mi też, że... Że robisz coś takiego? To nie fair wobec mnie. To chore. Sądzę, że nie mogę ciągnąć tego dłużej. Wybacz mi.
 
 
Po tych słowach odwrócił się i odszedł.
 
 
----------------------------------------------------------------------------------------
 
 
Natalie przywaliła w blat łazienkowy. Stała przed lustrem, ale wodziła spojrzeniem dookoła, unikając patrzenia w nie. "Nie zranię siebie tak jak inni. Mogę pozostać silna." W jej dłoni znajdowała się igła i kłębek czarnej nitki. "To bezcelowe, w niczym nie pomoże." Co za dziwne myśli pojawiają się w jej podświadomości. Pozwoliła sobie na niewielki uśmiech. "Nie, robię to, ponieważ tego chcę." Chwyciła igłę i przewlekła nitkę przez jej koniec. Uśmiechnęła się szeroko. "Czas się skończył." Kawałek po kawałku, cięcie za cięciem. Nawet potworny ból nie umiał sprawić, żeby wrzasnęła i nie był w stanie sprowokować jej do płaczu. Nie miała już w sobie nawet łez, mogła się tylko uśmiechać. Krew skapywała do zlewu i na blat. Gdy skończyła, spojrzała w lustro, aby podziwiać swoje dzieło. Na jej twarzy znajdowały się szwy, układające się w przerażający uśmiech. Dostrzegła resztki krwi na swoich palcach i zlizała ją z wyraźną lubością. Przestała, gdy zobaczyła w lustrze blade odbicie swojej matki. Nagle poczuła cały ból i zaczęła płakać.
 
 
- Mamo?
 
 
Nigdy nie czuła się tak zdezorientowana. Co jej się stało?
 
 
Matka znalazła jej jakąś terapię. Natalie musiała pozbyć się swoich szwów i zrozumiała wtedy jak wielki ból to ze sobą niosło. Zdecydowała się w końcu pójść do terapeuty. Naciągnęła mocno kaptur na głowę tak, aby mieć pewność, że nikt nie zobaczy jej twarzy. Usiadła na wygodnym, skórzanym fotelu i w ciszy wpatrywała się w blondynkę na przeciw niej.
 
 
- Nazywasz się Natalie, prawda?
 
 
Dziewczyna tylko skinęła głową.
 
 
- Jestem Debra i jestem tutaj tylko po to, aby Ci pomóc. Czy jesteś w stanie powiedzieć mi w czym tkwi Twój problem?
 
 
Natalie zaczęła mówić.
 
 
- Czas. Czas jest moim problemem.
 
 
Debra spojrzała na nią zdziwiona.
 
 
- Co jest nie tak z czasem?
 
 
Natalie rozdrażniona zastukała palcami w skórzane siedzenie.
 
 
- Wszystko. Sprawia, że powoli posuwasz do przodu swoje bezsensowne istnienie, kontrolowany przez społeczeństwo, istniejąc tylko po to, aby być torturowanym. To błędne koło, a czas nigdy nie zwalnia, nie zatrzymuje się, nie przyspiesza. I nigdy nie kończy, ta tortura powtarza się ciągle, i ciągle a Ty jesteś niezdolny do czucia, niezdolny do zakończenia tego wszystkiego.
 
 
Natalie naprawdę nie miała pojęcia co właśnie powiedziała. Czuła, że nie była sobą. Może stało się tak, bo zazwyczaj wszystkie myśli zostawiała tylko dla siebie? To było niemożliwe, ale przychodził jej do głowy jeszcze jeden powód. Lubiła to. Terapeutka przesunęła się bliżej.
 
 
- Kochanie, chcę, żebyś powiedziała mi, co się z tobą dzieje.
 
 
Brązowowłosa pacjentka wciąż wbijała wzrok przed siebie. Milczała naprawdę długo, aż nagle prychnęła śmiechem przy okazji sprawiając, że niezagojone rany na ustach otwarły się.
 
 
- Dlaczego Ty mi tego nie powiesz, blondyneczko? Ty tu jesteś ekspertem!
 
 
Derba posłała jej zirytowane spojrzenie.
 
 
- Nie będę umiała ci pomóc, jeśli nie powiesz mi, co się dzieje, Natalie.
 
 
Jej palce zadrapały skórę na fotelu.
 
 
- Natalie już tu nie ma i nigdy nie będzie.
 
 
Gdy to powiedziała, oczy Derby rozszerzyły się nagle, a ona sama wstała.
 
 
- Zaraz wrócę. Proszę, usiądź i poczekaj na mnie.
 
 
Odeszła, zostawiając ją samą. Natalie nadal się nie poruszyła, siedząc wciąż idealnie w tej samej pozycji. Naturalnie, nie mogła tkwić tak wiecznie i jej rodzice w końcu przyszli ją odebrać. Poderwała się, szczęśliwa, że może już iść, ale jej zapał nagle zgasł, gdy zobaczyła emocje wypisane na twarzach ojca i matki. Zwłaszcza jej ojciec, wyglądał o wiele smutniej niż zwykle. Poczuła się jeszcze bardziej zmieszana, gdy nie odezwali się do niej nawet słowem ani w drodze do samochodu, ani już w drodze do domu, którą przebyli w pośpiechu praktycznie przekraczając prędkość.
 
 
Czasami słyszała dziwny, mroczny głos w swoich snach. Brzmiał bardziej jak echo jej własnego głosu, wydobywające się gdzieś z ciemności. "Twój czas minął." Obudziła się gwałtownie. Krople potu spływały po jej twarzy. Nie była ani w domu, ani w samochodzie. Była w łóżku, w białym łóżku, w białym pokoju. Spojrzała w bok i dostrzegła, że jest podpięta do kardiomonitora. Próbowała wstać, ale gdy tylko podniosła się odrobinę, natychmiast upadała. Zaczęła panikować i próbowała się uwolnić, ale przestała, gdy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Mężczyzna w białym kitlu stanął przed nią z dłońmi zaplecionymi za plecami.
 
 
- Musisz czuć się teraz bardzo dziwnie, wyobrażam to sobie. Ale wszyscy chcemy Ci tylko pomóc. Twoi rodzice podpisali zgodę na podawanie ci leków psychotropowych. Mamy nadzieję, że stan twojego umysłu niedługo się poprawi.
 
 
Chciała zaprotestować, już otwierała usta, ale nie dane jej było skończyć.
 
 
- Niedługo wszystko będzie w porządku. Po prostu się odpręż.
 
 
Podszedł bliżej. Próbowała się wyrwać, ale paski zaciągnięte na jej nadgarstkach i kostkach skutecznie to uniemożliwiały. Nałożył na jej twarz maskę, która zasłoniła jej nos i usta. Chciała ją zrzucić potrząsając głową, ale leki zaczęły działać i powoli odpłynęła w ciemność.
 
 
----------------------------------------------------------------------------------------
 
 
Obudziła się tak samo gwałtownie jak wcześniej. I tak samo nie docierało do niej, co tu się kurwa dookoła dzieje. Dostawała sporo zastrzyków, które zdawały się rozdzierać jej skórę. Chociaż była lekko zamroczona, gdzieś tam pozostawała świadoma otoczenia, w jakim się znajduje. Lekarz zauważył na kardiomonitorze, że jej serce przyspieszyło. Gdy na nią spojrzał, miała otwarte oczy. Jeden z lekarzy krzyknął coś do pozostałych. Nie wiedziała, o czym rozmawiają. Nagle poczuła przypływ adrenaliny przepływający przez jej ciało, wstrząsając nią. Jeden z lekarzy ruszył w jej stronę, aby ją przytrzymać ale zatrzymał się nagle, niepewny tego, czy aby na pewno powinien to robić. Trzech lekarzy pilnowało wyjścia. Usiadła na krawędzi łóżka, zdejmując z siebie maskę i wyrywając wręcz rurkę tkwiącą w jej ramieniu. Wstała, starając się nie potknąć i nie wywrócić. Jej oddech był nierówny. Widziała wszystko jakby przez mgłę, obraz pozostawał zamazany. To było jednak dla niej zbyt wiele i poczuła nagły ból w klatce piersiowej. Chwyciła się za serce upadając na kolana i zakaszlała plując krwią. Po chwili już wszystko było na powrót czarne.
 
 
Powoli otworzyła oczy. Leżała ponownie na łóżku, a dookoła niej stłoczyli się lekarze. Coś było bardzo nie tak. Nie wiedziała dlaczego, ale czuła, że ich nienawidzi. Szczególnie jednego, w którego teraz się wpatrywała. Dostrzegł to i odwrócił wzrok.
 
 
- Nie powinnaś była się obudzić, gdy podawaliśmy ci leki. Nie jesteśmy pewni, jak Twój organizm na nie zareaguje, ale sądzę, że niedługo się dowiemy.
 
 
Zamilkł na moment, podając jej małe lusterko, ale nie patrząc jej w oczy. Och, więc coś musiało być nie tak z jej wyglądem. Spojrzała na siebie w lustrze. Jej oczy nagle rozszerzyły się. Były zielone! Akurat ten efekt uboczny nieszczególnie jej przeszkadzał. Wciąż miała ślady po szyciu na ustach i nie wiedzieć czemu, cieszyła się z tego. Jej serce znowu przyspieszyło, a ona pozwoliła sobie na niewielki uśmiech. Doktor patrzył w szoku, gdy ta stanęła obok niego.
 
 
- Doktorze...
 
 
Poczuł dziwną panikę i odruchowo wcisnął guzik na monitorze.
 
 
- Tak?
 
 
- Twój czas minął.
 
 
Głośny wrzask był słyszalny w każdej szpitalnej sali. Dwóch ochroniarzy wpadło do pomieszczenia, wywarzając drzwi. Pierwszym, co ujrzeli, była krew. Krew na ścianach, na łóżku, na podłodze, nawet na suficie. Natalie rzuciła lekarza na łóżko. Jego kręgosłup został doszczętnie zmiażdżony, kiedy łóżko złożyło się nagle. Krew trysnęła z jego oczu, uszu, nosa, ust. W kącie stała morderczyni, radośnie rysując obrazki na ścianie wokół krwawego napisu "Twój czas minął". Powoli odwróciła się w ich stronę. Zobaczyli jej dzikie oczy i przerażający uśmiech, który poszerzył się jeszcze bardziej, gdy tylko się odezwała.
 
 
- Witajcie, przyjaciele. Chcecie się ze mną pobawić?
 
 
Ochrona wyjęła broń i naładowała ją, kiedy dziewczyna ruszyła w ich stronę z zamiarem zaatakowania, wykonując przy okazji zgrabny unik. Wyjęła nóż z kieszeni i przejechała nim po całej linii brzucha jednego z nich. Krew i organy wypłynęły, kiedy jego ciało uderzyło o ziemię. Drugi w szoku upuścił broń, patrząc na nią z przestrachem. Podeszła do niego powoli i dźgnęła go nożem w pierś.
 
 
- Czas minął.
 
 
Przejechała ostrzem w dół, rozpruwając jego ciało. Ciepłe wnętrzności zmieszały się z organami poprzedniej ofiary, gdy opadł martwy na jej ciało.
 
 
Matka Natalie spała spokojnie obok swojego męża. Obudziła się, gdy usłyszała stukanie do drzwi. Podniosła się więc, by otworzyć drzwi. Przez okno ujrzała, że na zewnątrz leje deszcz. Podeszła do drzwi wejściowych i położyła rękę na klamce. Usłyszała cichy śmiech, którzy przebijał się przez hałas ulewy. Przyłożyła ucho do drzwi.
 
 
- Cześć, mamusiu.
 
 
Natalie otworzyła z hukiem drzwi, dzierżąc w obu dłoniach noże. Jej matka cofnęła się, uderzając głową o wieszak na kurtki. Jeden z haczyków uderzył w jej czaszkę i poczuła tępy ból z tyłu głowy oraz ciepłą krew, która spłynęła na jej kark. Osunęła się na ziemię, sparaliżowana nagłym bólem, ale wciąż przytomna. Natalie powoli zniżyła się, aby móc spojrzeć jej w oczy i pokazać ostrza całe we krwi.
 
 
- Mamusiu, ja cierpię.
 
 
Szybkim ruchem rozcięła delikatnie policzek matki. Natalie odchyliła jej głowę.
 
 
- Byłaś słaba. Nic nie zrobiłaś.
 
 
Jej matka wciąż wpatrywała się w nią w szoku. Łapała ciężko powietrze, niczym ryba wyjęta nagle z wody. Natalie osunęła się lekko, nożem rozdzierając ubranie matki i tworząc na jej klatce piersiowej ranę w kształcie litery V. Wiedziała, że nie ma za dużo czasu. Zaczęła skomplikowany proces, kiedy to próbowała siłą otworzyć klatkę piersiową swojej matki. Włożyła rękę między żebra, zaciskając ręce na jej sercu, które wciąż delikatnie pulsowało. Kiedy tylko wyszarpnęła je, krew trysnęła dookoła, brudząc jej twarz, ubranie, podłogę. Patrzyła, jak matka powoli umiera zupełnie na jej oczach.
 
 
- Słodkich snów.
 
 
Skierowała swoje słowa do zwłok.
 
 
- Twój czas minął.
 
 
Włożyła wyrwane serce w usta matki, podnosząc się. Tutaj zrobiła już wszystko, ale nie czuła się jeszcze spełniona.
 
 
Ojciec Natalie obudził się i nie dostrzegł nigdzie swojej żony. Chwilę zajęło mu, zanim jego oczy przyzwyczaiły się do ciemności i zrozumiał, że jego żony co prawda nie ma, ale jest ktoś zupełnie inny. Natalie! Stała tuż obok, uśmiechając się obłąkańczo, z tymi swoimi zielonymi oczami tak dobrze widocznymi w ciemności. Krew była wszędzie i jej zapach był nie do zniesienia. A ona przywołała na twarz udawanie smutną minę.
 
 
- Och, rany. Mama przepadła! Zastanawiam się, kto weźmie pieniądze.
 
 
Chwyciła nagle swojego ojca za twarz.
 
 
- To wszystko, o co się teraz martwisz, czyż nie? To wszystko, o co martwiłeś się kiedykolwiek!
 
 
Jej ojciec nie poddawał się tak łatwo. Chwycił ją za gardło, przyciskając do podłogi i zaczął uderzać w nią nogą, dopóki ta nie zaczęła dławić się własną krwią.
 
 
- Czyż to nie cudowne uczucie, tatusiu?
 
 
Wypluła z siebie jeszcze więcej czerwonej cieczy.
 
 
- Przez te wszystkie lata bardzo chciałeś to zrobić, prawda?
 
 
Jego oczy zwęziły się.
 
 
- Nie jesteś moją córką!
 
 
Uśmiechnęła się szeroko, podnosząc na niego słabe, lecz wciąż błyszczące oczy, mając całą twarz we krwi.
 
 
- Masz rację! Nie jestem!
 
 
Odepchnęła go nagle, przez co upadł na podłogę. Wstała, ściskając w dłoniach rękojeść noży.
 
 
- Mówi się, że im większy jesteś, tym bardziej boli upadek!
 
 
Chwyciła poduszkę, kładąc ją na jego twarzy i zaczęła po niej skakać mocniej, mocniej, aż coś chrupnęło. Gdy odkopnęła jasiek, zobaczyła jak okropnie pokaleczyła jego twarz, która wykrzywiała się teraz w grymasie bólu, przerażenia i niesamowitego cierpienia.
 
 
- Co się stało, ojcze?! Czyżby ten ból był dla Ciebie za mocny?!
 
 
Wbiła noże w jego brzuch, zostawiając je na moment i wyrywając w tym czasie jeden z drewnianych drążków łóżka. Wbiła zaostrzony koniec w jego ciało i oparła się o niego całym ciężarem. Patrzyła jak wykrzywia się spazmatycznie, jak tryska krew, jak na jego twarz wstępuje grymas tak bardzo nie do opisania. Słuchała krzyków, które były swego rodzaju muzyką dla jej uszu. Ostatnie krople krwi upadły na podłogę.
 
 
- Twój czas minął.
 
 
Och, teraz najbardziej wyczekiwany moment! Powoli wślizgnęła się do pokoju swojego brata. Cicho otworzyła drzwi, a światło księżyca padło na jej ubrudzoną krwią twarz. Jej brata nie było w łóżku, prawdopodobnie usłyszał krzyki i już dawno się gdzieś schował.
 
 
- Och, drogi braciszku...
 
 
Zaczęła, wchodząc do pokoju i rozglądając się dookoła.
 
 
- Chciałam się tylko odrobina pobawić.
 
 
Stanęła na środku w absolutnej ciszy, dopatrując się czegokolwiek. Nasłuchiwała jakiegokolwiek dźwięku. Cisza. Cisza. Cisza. Nagle usłyszała coś jakby... jakby ktoś oddychał przez nos.
 
 
JEBS!
 
 
Upadła na podłogę, dygocząc. Jej brat stał za nią z kijem baseballowym. Piorunował ją wkurwionym wzrokiem. Dyszał ze złości. Natalie próbowała się podnieść, ale on uderzył jeszcze raz.
 
 
- Matka zawsze wolała Cię ode mnie!
 
 
Uderzył ją jeszcze raz, że Natalie nie mogła złapać oddechu. Bardzo obficie krwawiła. Jej zielone oczy, tak pięknie błyszczące, teraz gasły w ciemności. Była bardzo słaba, ale mimo to udało jej się spojrzeć w górę na sufit. Pamiętała spędzone tutaj dni. Była tu torturowana przez blisko cztery lata. Poczuła nagłą energię zbierającą się na nowo w jej ciele. Zaczęła się śmiać, obłąkańczo, przerażająco. Jej brat chciał uderzyć ją ponownie, ale zablokowała atak nożem.
 
 
- Spłoniesz w piekle, braciszku!
 
 
Mocnym kopnięciem posłała swojego brata na ścianę. Warknął gniewnie. Wbiła noże w jego ręce, krzyżując go tym samym na ścianie. Wrzeszczał z bólu.
 
 
- Spójrzmy, czego można by tu użyć...
 
 
Rozejrzała się po pokoju, dostrzegając leżący przy łóżku nóż do masła. Podniosła go, wracając do brata.
 
 
- Wiesz, ponoć oczy są najbardziej delikatnym organem w ludzkim ciele.
 
 
Polizała nóż patrząc mu w oczy, które po chwili zaczęła wydłubywać. Darł się i szarpał rozpaczliwie.
 
 
- Dalej, dalej. Może uda Ci się obudzić sąsiadów.
 
 
Nie był w stanie zobaczyć już niczego, a ból był nieziemski. Krew tryskała z jego wydźganych oczu. Nie był teraz zdolny do płaczu. Chwyciła nożyczki, odwracając się znów w jego stronę.
 
 
- Chyba potrzebujesz kilku luźnych cięć, braciszku.
 
 
Wbiła nożyczki w jego brzuch i zaczęła ciąć na oślep. To było jak sztuka. Traktowała go jak wycinankę dla dzieci, tnąc jego skórę niczym papier.
 
 
- Wiesz, co kocham? Budowle z makaronu!
 
 
Zaczęła ciąć z jeszcze większym zapałem.
 
 
- Ale obawiam się, że ta jest troszeczkę za duża na talerz.
 
 
Kucnęła, zaczynając powoli odcinać jego palce. Krew była już... Naprawdę wszędzie. Zalewała nawet oczy Natalie, chociaż to nie ona krwawiła.
 
 
- Hej, hej, spokojnie. Może to sprawi, że poczujesz się lepiej.
 
 
Powiedziała, wpychając mu w usta jego własne palce. Umarł chwilę później.
 
 
- Twój czas minął.
 
 
Dziewczyna znana jako Natalie przeszła do swojego pokoju. W kącie zobaczyła swojego dawnego przyjaciela, pluszową żyrafę. Spojrzała na nią i bez słowa ruszyła do łazienki.
 
[http://pl.creepypasta.wikia.com/wiki/File:Clockwork%20your%20time%20is%20up%20by%20akikoshizuka-d75eksp.png.jpg ]Oglądała swoje odbicie w lustrze, gdy nagle przerwał jej odgłos tykania. Spuściła wzrok i ujrzała zegarek kieszonkowy. Uniosła nóż i zaczęła rozbierać zegarek na części.
 
 
- Czas zmienia Twoje życie w torturę.
 
 
Powiedziała powoli. Równie powoli podważyła swoje oko. Natychmiast rozproszyły się plamy kolorów, a oko upadło do umywalki. Już nawet nie zwróciła uwagi na ból. Ostrożnie umieściła zegarek w swoim oczodole. Pasował idealnie.
 
 
- Jestem... Clockwork.
 
 
Młoda dziewczyna znana jako Natalie powoli opuściła swój płonący dom. W środku paliły się ciała pogrążone na wieki we śnie, a razem z nimi pluszowa żyrafa.
 
 
_____________________
 
 
Hey, tutaj Ros!
 
 
Za pastę zabrałem się około drugiej w nocy, skończyłem, jak widać po czasie publikacji, o szóstej. Nie obyło się bez pomocy mojego brata, Stuarta, za co jestem mu cholernie wdzięczny (Najpierw zaczęliśmy w ogóle tłumaczyć złą creepypastę). Bardzo często gubiłem słowa, a on włada polskim trochę lepiej. Pozwoliłem sobie ominąć niektóre zdania, inne dodać bądź przetłumaczyć po swojemu. Mam nadzieję, że ogólny sens został zachowany. Wiedziałem, że jest to jedna z bardziej oczekiwanych past - Nie uważam jej za szczególny cud, wiele zdań po tłumaczeniu straciło swój wydźwięk, but enjoy!
 
 
[[Kategoria:Wpisy na blogach]]
 
[[Kategoria:Wpisy na blogach]]

Wersja z 10:36, 9 maj 2016

Przekierowanie do:

  • Clockwork - Twój czas minął