Creepypasta Wiki
Advertisement

Część trzecia

- Elias? Elias! – zawołałem otwierając drzwi jego sypialni. Zapaliłem światło, syn nie odpowiadał. – Elias! Łóżko było puste.  Rzuciłem się na podłogę i zajrzałem pod łóżko. Nic. - Elias! – wrzasnąłem oblewając się zimnym potem i rozglądając się po pokoju. Nigdy wcześniej nie krzyczałem tak głośno. - Mark, co się dzieje? – usłyszałem głos żony, prawie płakała.  Po chwili usłyszałem coś niewyraźnie. Szafa. W środku znaleźliśmy naszego syna zapłakanego i przytulającego do siebie swojego ulubionego słonika.  - Kochanie, co się dzieje? – zapytała moja żona, chwytając syna w ramiona. Zwróciła się do mnie. – Mark, o co chodzi? Słyszałeś coś? - Tak mi się wydawało – spojrzałem na nią.  Elias powoli się uspokajał. - Mogę dzisiaj z wami spać? – zapytał przez łzy. - Oczywiście synku – odpowiedziała mu Annie, moja żona zerkając na mnie porozumiewawczo. Kiedy zanosiła Eliasa do naszej sypialni, zdecydowałem się obejrzeć pokój. Po chwili zdałem sobie sprawę z nieprzyjemnego zapachu, jakby jakieś jedzenie się psuło w pobliżu.  Najpierw przeszukałem szafę. Wszystko w niej wydawało się w porządku. Odwróciłem się i przesunąłem łóżko. Nic. Ukucnąłem i zacząłem dotykać desek podłogowych. Wszystkie były solidne i nie ruszały się. Kiedy przesunąłem łóżko na miejsce, jeszcze raz się rozejrzałem i próbowałem znaleźć nadajnik. Nie było go tak, gdzie go zostawiłam. Nigdzie go nie znalazłem. - Zabrałaś nadajnik z pokoju Eliasa? – zapytałem Annie, kiedy wróciłem do sypialni. - Dlaczego miałabym to robić? – pokręciła głową. - Tak tylko pomyślałem – odparłem kładąc się obok niej.  - Nie dotykałam tego pudełka ze starymi rzeczami od lat, Mark – zapewniła mnie. - Nie – uniosłem brwi. – Wyciągnąłem go niedawno, a odbiornik postawiłem tutaj – wskazałem na szafkę nocną nie odrywając wzroku od żony. - Mark – Annie była zdezorientowana. – Tutaj nic nie ma. Odwróciłem się i zamarłem. Miała rację. Odbiornik też zniknął.

Następnego ranka, kiedy moja żona szykowała się do pracy, pomogłem Eliasowi się ubrać. Kiedy zdejmował piżamkę, zamarłem. - Elias, co ci się stało w ramię? – zapytałem zszokowany. Na jego ręce widniały cztery zadrapania, jakby zacięcia kartką papieru. Zamiast odpowiedzieć, mój syn spuścił głowę i wyszeptał: - To nic tato, to nie boli. - Elias! Co się stało? – powtórzyłem pytanie.  - Ja tego nie zrobiłem – Elias się zaczerwienił. – Złapał mnie za ramię, żeby mnie wciągnąć pod łóżko, ale wyrwałem się i schowałem się w szafie i wtedy ty przyszedłeś. Ranki nie były głębokie i zaczęły już goić się przez noc. Teraz byłem już pewien, że dzieje się coś dziwnego. Mój syn na pewno nie zrobiłby tego sam, a w jego sypialni nie było nic, o co mógłby się zadrapać. - Elias, dlaczego nie spytałeś go, dlaczego do ciebie przychodzi? – zapytałem. – Może możesz go ładnie poprosić, żeby odszedł. - Ja wiem, dlaczego on tu jest tato. Mieszka w tym domu dłużej od nas. - Jesteś pewien? – byłem zaskoczony. – Powiedział ci to? - Nie-e. Po prostu to wiem – odparł Elias. Wyglądał bardzo poważnie, mimo swoim pięciu lat. - W porządku, wierzę ci. A teraz chodź, jedziemy do przedszkola.

Wziąłem wolne w pracy i postanowiłem spotkać się z agentem, który sprzedał nam dom. Jeśli mój syn szczerze wierzy, że to coś, co go odwiedza, mieszkało tu już wcześniej, to muszę sprawdzić historię domu. W końcu faktycznie dom miał wcześniej właścicieli. O 14:30 wszedłem do biura i spotkałem się z kobietą, która sprzedała nam dom, Amandą Stinson. - Więc chce pan poznać historię właścicieli domu? – upewniła się na wstępie. - Dokładnie – potwierdziłem. Po kilkunastu kliknięciach myszką, wydrukowała informacje. - Wygląda na to, że w pana domu wcześniej mieszkała rodzina – powiedziała. – Wyprowadzili się w 1978 roku. - Czy... wydarzyło się im... coś dziwnego? – zapytałem. Pani Stinson spojrzała na ekran komputera. Odezwała się dopiero po chwili: - Eeee... niech mi pan powie, co pan rozumie przez „dziwne”. - Cokolwiek, co powinienem wiedzieć – odparłem tylko. - Więc... miała tam miejsce śmierć – nie odrywała wzroku od monitora. Poczułem gulę w gardle. Byłem zły na tę kobietę, że nie powiedziała nam o tym, zanim kupiliśmy dom! Wytknąłem jej to. - Panie Gordon – wyjaśniła. – Mamy obowiązek informować nowych właścicieli o śmierciach, które wydarzyły się w przeciągu trzech lat. A ta miała miejsce trzydzieści pięć lat temu. Miała rację, nie miałem o co się wściekać.  - Proszę powiedzieć mi coś więcej – powiedziałem grzecznie. - Wydaje mi się, że nie mam takiego prawa, panie Gordon – przygryzła wargę. - Sama pani powiedziała, że to wydarzyło się 35 lat temu. Proszę mi powiedzieć, jeśli nie mam racji, ale sądzę, że te dokumenty są dostępne publicznie. - W porządku – westchnęła. – Zaraz wydrukuję raporty policyjne. Po chwili przeczytała: - W 1977 roku, w domu mieszkały trzy osoby. Martin Anderson, jego żona Julia, i ich syn Peter, którzy mieszkali tam od siedmiu lat. Pan Anderson wrócił do domu w roku 1976 z wojny w Wietnamie. W następnym roku wydarzyła się tragedia. Pewnego ranka Pan Anderson obudził się, a jego żony nie było obok. Po przeszukaniu domu, sprawdził pokój jego syna, który smacznie spał. Ręce i usta Petera były we krwi. Pan Anderson znalazł ciało żony pod łóżkiem syna. Jej twarz i szyja były rozszarpane. Później tego dnia, biegli orzekli, że zrobił to ich siedmioletni syn – Peter. 

Advertisement