Creepypasta Wiki
mNie podano opisu zmian
Znaczniki: VisualEditor apiedit
Nie podano opisu zmian
Znaczniki: VisualEditor apiedit
Linia 9: Linia 9:
 
Matka otworzyła nadzwyczaj głośno drzwi, co mnie niezwykle przestraszyło. Przyniosła mi herbatę. Uznałem to jako rekompensatę za nastraszenie mnie i czekałem dalej. Pokazał się czarny ekran i... Tyle. Wywaliło program. Działo się tak za każdym razem, kiedy próbowałem go ponownie włączyć. Po prostu zwątpiłem, że cokolwiek zdziałam i spróbowałem go usunąć. Bez efektu. Ten plik nie dał się usunąć. Po 6 próbie plik włączył się, chociaż wcale go nie uruchamiałem. Pokazał się ekran ładowania, lub lepiej to określając sam pasek ładowania. Był prosty, jakby zrobiony w Paincie. Pozostało mi czekać. Patrząc, jak pasek powoli dochodzi już do ok. 75% usłyszałem syczenie oraz poczułem dym. Zanim zdołałem pojąć, że to mój procesor jest przerabiany w proch, pasek dociągnął do 66%, po czym wyciągnąłem kabel zasilania.
 
Matka otworzyła nadzwyczaj głośno drzwi, co mnie niezwykle przestraszyło. Przyniosła mi herbatę. Uznałem to jako rekompensatę za nastraszenie mnie i czekałem dalej. Pokazał się czarny ekran i... Tyle. Wywaliło program. Działo się tak za każdym razem, kiedy próbowałem go ponownie włączyć. Po prostu zwątpiłem, że cokolwiek zdziałam i spróbowałem go usunąć. Bez efektu. Ten plik nie dał się usunąć. Po 6 próbie plik włączył się, chociaż wcale go nie uruchamiałem. Pokazał się ekran ładowania, lub lepiej to określając sam pasek ładowania. Był prosty, jakby zrobiony w Paincie. Pozostało mi czekać. Patrząc, jak pasek powoli dochodzi już do ok. 75% usłyszałem syczenie oraz poczułem dym. Zanim zdołałem pojąć, że to mój procesor jest przerabiany w proch, pasek dociągnął do 66%, po czym wyciągnąłem kabel zasilania.
   
Otworzyłem obudowę komputera i istnie zastygłem. Procesor owszem, był spalony prawie doszczętnie, jednak tym, co z niego zostało, było mięso z krwią. Procesor wyglądał bardziej jak jakiś rozjechany zwierzak pokroju myszy, ale krew spływała po płycie głównej. Była to najprawdziwsza krew oraz najprawdziwsze mięso. Byłem w takim zdumieniu, że przez bite 10 minut patrzyłem się na moją jednostkę centralną.
+
Otworzyłem obudowę komputera i dosłownie zastygłem. Procesor owszem, był spalony prawie doszczętnie, jednak tym, co z niego zostało, było mięso z krwią. Procesor wyglądał bardziej jak jakiś rozjechany zwierzak pokroju myszy, ale krew spływała po płycie głównej. Była to najprawdziwsza krew oraz najprawdziwsze mięso. Byłem w takim zdumieniu, że przez bite 10 minut patrzyłem się na moją jednostkę centralną.
   
 
Usłyszałem głos uruchamiania Windowsa z głośników. To już było niemożliwe. Ze strachem na twarzy wychyliłem się, chcąc zobaczyć co się dzieje na ekranie. Normalny Windows z ustawioną moją tapetą, lecz bez paska Start i żadnych plików, oprócz oczywiście buster.exe. Coś podpowiadało mi, żeby tego nie robić, ale jednak. Zasiadłem na fotelu, ogarnąłem się i włączyłem. Pokaz slajdów. Włączył się pokaz slajdów. Pierwszym slajdem było zdjęcie przedstawiające zamach na WTC. Niby nic dziwnego, więc zacząłem dokładnie się przypatrywać fotografii. Po chwili ujrzałem dziwną sylwetkę między przechodniami na ulicy, taką całą czarną, jednak nie przejmowałem się tym i przewinąłem dalej. Hiroshima. No i znów, zacząłem się przypatrywać i jedynie przykuwające to ta czarna sylwetka! Kolejne zdjęcie; Auschwitz. Momentalnie pomyślałem "Boże.". Znowu ta czarna sylwetka. Kolejne zdjęcie, kolejna sylwetka, kolejne zdjęcie, kolejna, czarna, wysoka sylwetka! Przeskakiwałem te zdjęcia z płaczem, dopóki zobaczyłem ostatnie zdjęcie.
 
Usłyszałem głos uruchamiania Windowsa z głośników. To już było niemożliwe. Ze strachem na twarzy wychyliłem się, chcąc zobaczyć co się dzieje na ekranie. Normalny Windows z ustawioną moją tapetą, lecz bez paska Start i żadnych plików, oprócz oczywiście buster.exe. Coś podpowiadało mi, żeby tego nie robić, ale jednak. Zasiadłem na fotelu, ogarnąłem się i włączyłem. Pokaz slajdów. Włączył się pokaz slajdów. Pierwszym slajdem było zdjęcie przedstawiające zamach na WTC. Niby nic dziwnego, więc zacząłem dokładnie się przypatrywać fotografii. Po chwili ujrzałem dziwną sylwetkę między przechodniami na ulicy, taką całą czarną, jednak nie przejmowałem się tym i przewinąłem dalej. Hiroshima. No i znów, zacząłem się przypatrywać i jedynie przykuwające to ta czarna sylwetka! Kolejne zdjęcie; Auschwitz. Momentalnie pomyślałem "Boże.". Znowu ta czarna sylwetka. Kolejne zdjęcie, kolejna sylwetka, kolejne zdjęcie, kolejna, czarna, wysoka sylwetka! Przeskakiwałem te zdjęcia z płaczem, dopóki zobaczyłem ostatnie zdjęcie.

Wersja z 14:39, 7 paź 2015

Koszmar ten zaczął się dość niepozornie - ciepły ranek, trzeba wstawać. Była godzina 10, byłem chory, więc nie musiałem iść do szkoły. Wstałem, zjadłem śniadanie i wróciłem do łóżka. Po 2 godzinach leniwego oglądania telewizji postanowiłem trochę posiedzieć przed komputerem - w sumie miałem trochę rzeczy do zrobienia. Wziąłem jakiś koc i okryłem się nim, zasiadając na moim fotelu. Sprawdziłem kilka stron z obrazkami, poczytałem co nowego na lubianych przeze mnie forach. Następnie przyszedł czas na maile, czyli tuziny wiadomości od ludzi, którzy nadzwyczaj pragną powiększenia mojego interesu oraz kilka reklam, ogólnie nic ciekawego. Pośród nich znalazłem coś wartego uwagi, e-mail od mojego kolegi, Darka. Jako iż stracił on ostatnio telefon poprzez nieszczęśliwy incydent nad jeziorem, maile były chyba jedynym sposobem kontaktu między nami, oczywiście pomijając spotkanie. Otworzyłem, o dziwo nic nowego, co mnie zdziwiło, ponieważ on przeważnie pisze wiadomości jeśli stanie się coś wartego mojej uwagi. "No nic" - pomyślałem, zostawiając Thunderbirda gdzieś za oknem przeglądarki.

Po 30 minutach zbijania bąków dostałem maila - tym razem znowu jakiś spam, reklamy itd. Zaciekawiła mnie nazwa nadawcy - Ret-Sub. W swojej ofercie proponowali mi wycieczkę na Hawaje. Natychmiast zamknąłem okno, ponieważ myślałem, że intrygująca nazwa firmy kryła za sobą coś innego. Powróciłem do przeglądania sieci.

"Znowu" - pomyślałem. Przyszedł e-mail, tym razem od Subret. "Przecież to prawie ta sama nazwa, tylko pozamieniane sylaby" - zdziwiłem się. Postanowiłem to sprawdzić. Pokazał mi się jedynie link prowadzący do głównej strony firmy oraz tekst zachęcający do wejścia. Niby nic podejrzanego, strona miała dobrą reputację, patrząc na oceny w dodatku do Firefoxa WOT. Strona główna była nieźle zaprojektowana, ogólnie była przejrzysta i miła dla oka. Zaintrygowała mnie oferta wycieczki na Hawaje - ta sama co w wcześniejszej wiadomości od Ret-Sub'a. Pokazał mi się plik.exe do pobrania, a pod nim podpis "aby przejrzeć ofertę, prosimy o pobranie wyżej zamieszczonego pliku". Co jak co, ale pobierać plików .exe z strony, której ani trochę nie znam jeszcze zamiaru nie miałem.

Zaskoczyło mnie to, że plik zaczął się samoistnie pobierać. Pierwsza moja myśl - "fajnego wirusa załapałem". Plik nazywał się buster.exe. Nie otwierałem go, a pierwsze co zrobiłem to przeniosłem go na pulpit i zeskanowałem. O dziwo, okazał się czysty. Nie mogłem w to uwierzyć. Włączyłem go w Sandboxie i zacząłem czekać, widocznie nie miał zamiaru się szybko uruchomić. Nagle prawie dostałem zawału.

Matka otworzyła nadzwyczaj głośno drzwi, co mnie niezwykle przestraszyło. Przyniosła mi herbatę. Uznałem to jako rekompensatę za nastraszenie mnie i czekałem dalej. Pokazał się czarny ekran i... Tyle. Wywaliło program. Działo się tak za każdym razem, kiedy próbowałem go ponownie włączyć. Po prostu zwątpiłem, że cokolwiek zdziałam i spróbowałem go usunąć. Bez efektu. Ten plik nie dał się usunąć. Po 6 próbie plik włączył się, chociaż wcale go nie uruchamiałem. Pokazał się ekran ładowania, lub lepiej to określając sam pasek ładowania. Był prosty, jakby zrobiony w Paincie. Pozostało mi czekać. Patrząc, jak pasek powoli dochodzi już do ok. 75% usłyszałem syczenie oraz poczułem dym. Zanim zdołałem pojąć, że to mój procesor jest przerabiany w proch, pasek dociągnął do 66%, po czym wyciągnąłem kabel zasilania.

Otworzyłem obudowę komputera i dosłownie zastygłem. Procesor owszem, był spalony prawie doszczętnie, jednak tym, co z niego zostało, było mięso z krwią. Procesor wyglądał bardziej jak jakiś rozjechany zwierzak pokroju myszy, ale krew spływała po płycie głównej. Była to najprawdziwsza krew oraz najprawdziwsze mięso. Byłem w takim zdumieniu, że przez bite 10 minut patrzyłem się na moją jednostkę centralną.

Usłyszałem głos uruchamiania Windowsa z głośników. To już było niemożliwe. Ze strachem na twarzy wychyliłem się, chcąc zobaczyć co się dzieje na ekranie. Normalny Windows z ustawioną moją tapetą, lecz bez paska Start i żadnych plików, oprócz oczywiście buster.exe. Coś podpowiadało mi, żeby tego nie robić, ale jednak. Zasiadłem na fotelu, ogarnąłem się i włączyłem. Pokaz slajdów. Włączył się pokaz slajdów. Pierwszym slajdem było zdjęcie przedstawiające zamach na WTC. Niby nic dziwnego, więc zacząłem dokładnie się przypatrywać fotografii. Po chwili ujrzałem dziwną sylwetkę między przechodniami na ulicy, taką całą czarną, jednak nie przejmowałem się tym i przewinąłem dalej. Hiroshima. No i znów, zacząłem się przypatrywać i jedynie przykuwające to ta czarna sylwetka! Kolejne zdjęcie; Auschwitz. Momentalnie pomyślałem "Boże.". Znowu ta czarna sylwetka. Kolejne zdjęcie, kolejna sylwetka, kolejne zdjęcie, kolejna, czarna, wysoka sylwetka! Przeskakiwałem te zdjęcia z płaczem, dopóki zobaczyłem ostatnie zdjęcie.

Na zdjęciu był mój dom... Dom z czarną sylwetką w oknie mojego pokoju.