Creepypasta Wiki
Advertisement
Kręgi siana

To zaczęło się kilka tygodni temu, zauważyłem wtedy, że bele siana na polu zaczynają się powoli oddalać od domu. Każdego ranka kiedy się budziłem, każda z nich była oddalona o kilkaset stóp od miejsca w którym były dzień przedtem. Uznałem wtedy, że to miejscowi dowcipnisie, którzy nie mają nic lepszego do roboty, więc po prostu to zignorowałem. W przeciągu kilku dni siano zaczęło zbliżać się do granic mojej farmy. Byłem już zmęczony tą całą grą więc zdecydowałem się przewieźć je z powrotem. Trwało to kilka bardzo żmudnych i nudnych godzin, w każdym razie kończąc prace byłem gotów ukręcić łeb wieśniakowi, który zdecydował się ze mną zadrzeć.

Następnego ranka, zbudził mnie dziwny i ciężki zapach. Gdy zdecydowałem się podążyć za nim do stajni, odkryłem, że wszystkie moje zwierzęta zostały zabite i zmasakrowane. Każde z nich leżało w swojej zagrodzie, pozbawione głowy, po której nie zostało najmniejszego śladu. Resztę dnia spędziłem czyszcząc tą rzeźnię i zakopując pozostałości moich koni. Kiedy skończyłem, odkryłem, że bele siana na polu wróciły na swoje miejsca z przedwczoraj, rozproszone po całym polu. Tym razem zostawiłem je na swoim miejscu.

Tej samej nocy siedziałem na ganku ze strzelbą w rękach i dzbankiem kawy na stoliku za mną. Siedziałem tak przez kilka godzin, wytężając wzrok w kierunku pola żeby dostrzec choćby na chwilę tajemniczą postać przemieszczającą moje siano. W końcu, zacząłem zasypiać. I zasnąłbym, ale kiedy moje oczy zaczęły się zamykać, usłyszałem jazgot i szelesty na drzewach pobliskiego lasu. Spojrzałem w kierunku z którego dobiegał hałas, moje serce waliło z podniecenia, w końcu zamierzałem dorwać gnoja. Szamotałem się się z bronią, kręcąc się na krześle czekając niespokojnie, aż ktokolwiek by to był zbliży się do mnie na tyle, abym mógł go zaskoczyć. Kiedy tylko to zbliżyło się na tyle, że mogłem dostrzec kontury tego czegoś w ciemności sparaliżował mnie strach. To coś zakradło się na moje pole z pobliskiego lasu, nie zauważyło mnie siedzącego na ganku. Przekradając i garbiąc się przywoływało mi na myśl obraz idącego na palcach złodzieja. Nie licząc faktu, że ta dziwna istota nawet przycupnięta mierzyła z dobre dziesięć stóp, wydawała się bardzo wątła. Chudość jej ramion a, także wychudzona i zapadła klatka piersiowa sprawiały, że istota ta wyglądała jak jakieś przegłodzone zwierzę. Wciąż jednak, to coś było nieprawdopodobnie silne, widziałem jak bez najmniejszego problemu dźwiga bele siana i ostrożnie układa je ładny kawałek dalej, robiąc tylko kilka kroków. Zaintrygowany, obserwowałem jak to przenosi każdą belę z osobna. Zawsze przed odłożeniem jej na nowe miejsce, To prostowało się na chwilę i rozglądało dokoła, patrząc na pozycję innych bel, dokonując nawet nieznacznych korekt w ustawieniu.

Zanim odeszło, spojrzało w kierunku domu. Czułem jak jego oczy wychwytują mnie w ciemności, ale nie mogę stwierdzić, czy zobaczyło mnie, czy nie. Odwróciło się cicho i ruszyło drogą, którą przyszło, znikając w ciemnościach okolicznego lasu. Godzinę zajęło mi dojście do siebie i znalezienie chociaż tej odrobinki odwagi, żeby móc wstać i uciec do domu. Do środka wszedłem dopiero po chwili. Nie spałem już tej nocy. Dopiero ze wschodem słońca ośmieliłem wyjść poza ganek i rozejrzeć po polu. Bele siana były tam, gdzie To je zostawiło. Co jeszcze dziwniejsze, to nie przestawiło ich tak daleko jak w ciągu kilku poprzednich dni. Bele zbliżały się do czegoś niewidocznego na polu, i kiedy lepiej się rozejrzałem, odkryłem, że zdają się one tworzyć jakąś linię. W rzeczy samej, kiedy obszedłem dom dokoła, zobaczyłem dokładny krąg, w którego samym środku się znajdowałem. Na początku myślałem, że są oddalane od domu zupełnie losowo, ale teraz mogłem stwierdzić, że były przemieszczane, aby stworzyć jakąś granice. To coś przekazywało mi wiadomość. Tej nocy zasnąłem tylko dlatego, że byłem wyczerpany, spałem bardzo niespokojnie.

Następnego ranka bele nie przemieściły się nawet na cal. Właściwie, pozostały nietknięte już do końca tygodnia, widać były już tam, gdzie To chciało, żeby były. Dostawałem szału próbując to wszystko zrozumieć. Dlaczego to coś poświeciło tyle czasu i energii przemieszczając moje siano i potraktowało mnie w te sposób? Czy powinienem zareagować? Zabicie moich zwierząt było po prostu groźbą. Groźbą inteligentnej istoty. To wiedziało, co mnie przerazi i wiedziało, że zrozumiem, że mieszam się w nie swoje sprawy.

Odgłosy samochodu na drodze prowadzącej do mojej farmy pewnego ranka wypełniło mnie podekscytowaniem. Planowałem opuścić farmę od momentu kiedy to zobaczyłem, ale nie łudziłem się, że dam radę zrobić to o własnych siłach, bez ryzyka, że To zrobi ze mną to, co z moimi końmi. Ale, jeśli dałbym radę dostać się do nadjeżdżającego auta, niezależnie od tego kim był kierowca, być może udało by mi się uciec, zanim to coś mnie zatrzyma. Nie dbałem o to, kto do mnie jechał. Postanowiłem, że w momencie, w którym zatrzyma auto, wskoczę na siedzenie pasażera i powiem mu żeby uciekać jak najdalej stąd. Niestety, nie dostałem takiej szansy.

Auto jechało powoli, tocząc się po nierównej drodze. Po cichu pokazywałem żeby się pospieszyło. Gdy przekroczyło granicę pomiędzy dwoma balami słomy, usłyszałem gniewny klekot z pobliskiego lasu. To coś wyrwało się niespodziewania spomiędzy drzew, pędząc na wszystkich czterech przerażających, zniekształconych kończynach w kierunku pojazdu. W ciągu kilku sekund było przy aucie, opierając się o nie jak jakiś drapieżny kot. W ciągu następnej chwili wyrywało już stalowe elementy karoserii, próbując dobrać się do kierowcy. Mężczyzna, kimkolwiek był, wrzeszczał tak, że słyszałem go wśród dźwięków giętego metalu i tłuczonego szkła. Wrzask ustał dopiero wtedy, kiedy to coś zmiażdżyło go bezlitośnie swoimi własnymi łapami, po czym wyrwało jego resztki z pojazdu i rzuciło nimi w moją stronę. Wyprostowało się i spojrzało na mnie znowu. W świetle dnia, byłem w stanie zobaczyć całą nieludzkość tego czegoś. Ta odrażająca kreatura, tak żałosna, a jednak wciąż żywa. W swojej całej obrzydliwej formie wykazywała, iż dawno temu mogła mieć w sobie coś z człowieka. Cokolwiek to było, sprawiało wrażenie zahartowanego i mocarnego, i przez tą chwilę, kiedy się na mnie spojrzało, przypominało granitową rzeźbę.

To coś ruszyło z powrotem pomiędzy drzewa, pozostawiając mnie z moim przerażeniem. Moje oczy powędrowały w kierunku miejsca w którym stanęło auto. Jego silnik ciągle pracował, pomiędzy dwoma belami siana. Nagle zrozumiałem. Wiadomość była oczywista. Jestem jego zdobyczą i nie wolno mi mieć gości. Nic nie może przekroczyć jego granicy. Jestem tu uwięziony, przez istotę buszującą w polu, i nie będzie mi dane odejść. Wciąż jednak nie wiem, czy będę w stanie być zwierzątkiem tego czegoś.

Zastanawiałem się ciężko przez kilka ostatnich dni, dopóki nie zobaczyłem, jak to rozrywa mężczyznę z auta na strzępy, uciszając go, zanim skończy swój krzyk. Jeśli przekroczę granicę z siana, prawdopodobnie zrobi to samo ze mną. Zmiażdży moją czaszkę, zanim zdążę unieść ręce, żeby się zasłonić. Potem poszuka sobie nowego zwierzątka, i prawdopodobnie będzie szukać, aż nie znajdzie kogoś, kto będzie wstanie znieść fakt, że to ciągle go obserwuje, obserwuje całymi godzinami swoimi lśniącymi oczami insekta.

Zastanawiałem się nad tym mocno przez kilka ostatnich dni... i chyba dam radę po prostu biec...

Advertisement