Creepypasta Wiki
Advertisement

Zacznę od początku. Mieszkam z psem. Mam mały, drewniany dom w lesie, z dala od cywilizacji. Nie lubię tych nowoczesnych gadżetów, jedynie kradną czas. Moja rutyna to pobudka, śniadanie, polowanie, kolacja, sen. Pewnego dnia jednak coś się zmieniło. Ten dzień był inny. Tego dnia nigdy nie zapomnę.

Obudziłem się rano. Zjadłem śniadanie, nakarmiłem psa, poszedłem zapolować na jakąś sarenkę, żeby mieć co jeść na kolację i drugi dzień. Poszło gładko. Wróciłem razem z psem do domu, zrobiłem kolację, nakarmiłem go. Już miałem kłaść się spać, gdy nagle Cherry, bo tak mój pies się nazywał, zaczął łapczywie drapać w drzwi. "Może to jakieś gnojki?" - pomyślałem. Otworzyłem drzwi. Cherry jak opętany pobiegł do lasu. Widziałem tylko jak znika w ciemności drzew. Było już ciemno, więc pogoń za nim nie wchodziła w grę. W nocy w lesie jest niebezpiecznie. Zaryglowałem drzwi, zgasiłem światło i poszedłem spać. Rano obudził mnie Cherry uderzający w drzwi łapą. Ucieszyłem się, że nic mu nie jest. Podałem mu jedzenie, ale najwyraźniej nie był głodny. "Pewnie upolował sobie jakąś wiewiórkę" - pomyślałem. Dzień mijał normalnie, zjadłem śniadanie, poszedłem z Cherrym polować. Przemierzając las w poszukiwaniu zwierzyny, z mocno zaciśnięta strzelbą w rękach, natrafiliśmy na coś, co mnie obrzydziło. Na ziemi leżały dwie rozszarpane sarny. Głowa jednej leżała dwa metry od ciała, ich kończyny były poszarpane, wnętrzności prawie w ogóle nie było. Robiło się już ciemno, a my dalej nic nie upolowaliśmy. "No nic, dzisiaj głodujemy" - pomyślałem. W lesie byłoby już całkiem ciemno, gdyby nie to, że była pełnia. Udaliśmy się w stronę domu. Naglę Cherry zaczął warczeć, piana ciekła mu z pyska. Nie wiedziałem co robić, podszedłem do niego, ale on tylko szczeknął i uciekł w las. Coś tu nie grało, wczoraj zachował się podobnie. Tym razem za nim pobiegłem. Niestety, po jakimś czasie go zgubiłem. Stałem sam na ciemnej polanie, nagle coś za mną przebiegło. Odwróciłem się. To, co zobaczyłem, zmroziło mi krew w żyłach. Przede mną, na dwóch łapach stała dwumetrowa postać. Nie była to jednak zwykła postać. Wyglądała jak wilk, zamiast głowy miała pysk. Była cała owłosiona. Nagle przeraźliwie zawyła i rzuciła się na mnie. Zdesperowany odskoczyłem, i nie celując, oddałem strzał ze strzelby. Trafiłem w prawą tylną łapę. Uciekałem w stronę ledwie widocznego światła mojego domu, moje nogi ledwo to wytrzymywały, ale adrenalina była tak wielka, że jakoś dałem radę dobiec. W oddali słyszałem jeszcze kilka żałosnych wyć. Wpadłem do domku, zaryglowałem drzwi, zgasiłem światło, usiadłem w kącie i czekałem ze strzelbą w ręce na poranek. Noc ciągnęła się w nieskończoność, lecz nie mogłem zasnąć, bałem się, ze to "coś" po mnie przyjdzie. Nadszedł w końcu ranek, usłyszałem, jak coś drapie w drzwi. Przerażony otworzyłem je. To był Cherry i kulał na prawą, tylną łapę.

Advertisement