Creepypasta Wiki
Advertisement

Miałem wtedy czternaście lat. Chodziłem do ósmej klasy podstawówki. Byłem bardzo

ruchliwym dzieckiem, większość moich znajomych wolała siedzieć

przed komputerem. Miałem kilku kolegów którzy jednak byli tak jak ja.

Lubiliśmy wychodzić na dwór i robić różne głupie rzeczy, np. Uciekaliśmy przed

policją, wspinaliśmy się na dachy budynków i wiele wiele więcej.

Pewnego razu,  razem z  kolegą Filipem po szkole udaliśmy się na

spacer dookoła pobliskiego jeziora. Długo tak chodziliśmy. Przyjemnie nam się

rozmawiało. Nagle zauważyliśmy pomost, a raczej "kącik dla wędkarzy". Było

to miejsce w którym każdy kto ma wędkę może przysiąść i rozkoszować się

wspaniałym widokiem na jezioro i las, oczywiście łowiąc przy tym ryby. Pomost był

raczej rzadko odwiedzany więc „Kącik dla wędkarzy” stał się naszym najczęściej

odwiedzanym miejscem. Przez pierwsze trzy miesiące odwiedziliśmy naszą bazę

prawie codziennie. Naszym ulubionym zajęciem było skakanie nad wodą. Niestety wszystko zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni kilka miesięcy później. Nauka nas przerastała, a oczywiście chcieliśmy zdać szkołę z dobrymi ocenami.

Jedenastego marca o godzinie piętnastej trzydzieści wraz z Filipem skończyliśmy lekcje i postanowiliśmy udać się na pomost. Byliśmy na nim około dwóch godzin. Po tym czasie byliśmy już strasznie zmęczeni więc wróciliśmy autobusem do domu. Akurat tego dnia musieliśmy skończyć wspólny projekt na geografie, więc udaliśmy się do mnie do mieszkania.

Około godziny dwudziestej Filip wyszedł z mojego domu. Wszystko układało się idealnie, aż do momentu kiedy mój telefon zaczął wibrować. Dzwonił do mnie Filip. Oczywiście odebrałem:

-Co tam? – zapytałem

-Nie uwierzysz co się stało – powiedział pobudzony Filip.

-Dawaj – powiedziałem podekscytowany.

-Przechodzę właśnie koło „kącika dla wędkarzy”, stoją tu trzy radiowozy, dwa wozy strażackie i karetka, nie wiem co się dzieje. – powiedział rozgorączkowany Filip.

-Weź się zapytaj o co chodzi, powiedz że często tu bywasz i jak to jakaś gruba sprawa to zaproponuj złożenie zeznań – powiedziałem lekko podenerwowany.

-Ehhh, no dobra niech ci będzie. Wyśle ci za chwile zdjęcie tej całej zawieruchy – Powiedział  Filip.

Godziny później telefon znowu zaczął dzwonić:

-Ehhh, złe informacje – powiedział cięty jak osa Filip.

-O co chodzi? – zapytałem zniecierpliwiony.

-Okazało się, że jakiś wędkarz postanowił wybrać się na nasz „kącik dla wędkarzy”. A sam dobrze wiesz, że nasz pomost nie jest młody prawda? –zapytał Filip.

-No ta, już ma z dobre dziesięć lat – powiedziałem.

-No właśnie, no i wędkarz nie miał za dużo szczęścia. Cały pomost zawalił się do wody a rybak wraz z nim. – powiedział zniechęcony Filip.

-Serio? Straciliśmy naszą miejscówkę. – powiedziałem zrezygnowany.

-Słuchaj, to nie jest teraz najważniejsze. Wędkarz utonął, a jego zwłok szukają już od czterech godzin! – odrzekł Filip.

-Ale jak to? Nie mogły przecież od tak zniknąć. – stwierdziłem.

-No tak ale najdziwniejsze jest to, że cała tragedia stała się po tym jak wyszliśmy z pomostu. A do tego policje wezwało jakiś dwóch przechodniów, którzy nawet nie próbowali udzielić pomocy. – powiedział zdenerwowany Filip.

-Ale dlaczego? – powiedziałem zdziwiony.

-Nie wiem a po pomoście też ani śladu,  rozpłynął się w powietrzu tak jak rybak. – Odrzekł Filip.

-Ehh, dziwna sprawa – Powiedziałem.

-Dobra, muszę iść spać. Jutro po szkole się tam przejdziemy, podobno mają przeszukiwać całe jezioro – oznajmił Filip.

Okej – Powiedziałem.

Tej nocy nie mogłem zasnąć. Byłem przerażony zbiegiem sytuacji. Zastanawiałem się czy jest to możliwe, żeby człowiek wraz z kawałkiem drewna rozpłynął się w powietrzu. Pragnąłem poznać prawdę.

Następnego dnia po lekcjach udaliśmy się na „miejsce zbrodni”. Jak spojrzeliśmy na „Kącik wędkarza” totalnie nas zatkało. Pomost był na swoim miejscu, a na nim siedział rybak który w spokoju łowił ryby. Podeszliśmy przywitać się i opowiedzieliśmy o wczorajszym wydarzeniu. Wędkarz bardzo się zdziwił. Powiedział nam, że odkąd żyje nie słyszał nigdy o takiej tragedii.

Nagle usłyszeliśmy głośny trzask. Wszyscy wstaliśmy i zaczęliśmy powoli iść w stronę lądu. W pewnym momencie cały pomost poleciał do wody. Mi jak i Filipowi udało się dopłynąć do brzegu. Niestety Wędkarz został przygnieciony przez cały pomost. Słyszeliśmy krzyki spod tafli wody, lecz spanikowaliśmy. Filip drżącymi rękoma wyjął telefon i szybko wpisał numer alarmowy, po czym włączył tryb głośno mówiący. Razem powiedzieliśmy co się wydarzyło. Pani operator powiedziała żebyśmy nie ruszali się z miejsca, natomiast my spanikowaliśmy. Uciekliśmy do domów. Nikomu nigdy nie opowiedzieliśmy o tym co się stało. Aż do dzisiaj…..

Advertisement