Creepypasta Wiki
Advertisement

Przerażający chłód przeszedł ich gdy wbiegli do lasu. Ale co mieli zrobić? To była ich ostatnia deska ratunku. Żałowali, że tutaj przyjechali. Z chęcią siedzieli by teraz w domu rozkoszując się jakimś programem w telewizji. Wszyscy nie żyli! Wszyscy! Teraz oni musza uciekać w nocy przez ciemny las. Obłąkani, wyczerpani i pewni najgorszego. Jak zostaną tutaj dłużej umrą. A co gorsza TO ich dopadnie. Na samą myśl o tym ich ciało zamierało w strachu. Panika objawiała się a chęć przetrwania wybierała najgorszą drogę ratunku. Zabić…

- Mam nadzieję, że znowu na wakacje nie wybraliście jakiejś ruiny – Rzekła Patia zapalając kolejnego skręta.

- Nie… – Odpowiedzieli zgodnie chłopcy – Tym razem to cos niezwykłego. Same się zdziwicie – Darc spojrzała na Kelly i uśmiechnęła się.

5 znajomych ze szkoły jechała właśnie droga prowadzącą przez drogi stanowe w stanie Indiana. Kelly miała duże zielone oczy, blond włosy. Wyglądała na wysportowaną i tak też była. Dwa lata temu została miss szkoły. Jednak Melanie miała brązowe oczy i czarne włosy. Jej styl życia polegał na cieszeniu się każdym dniem. Nie przykładała dużej wagi do tego jak wygląda, czy ma makijaż. Była po prostu sobą. Przed nimi siedzieli Darco, przystojny brunet, który chyba połowę życia spędził na siłowni. Lee, który nie rozstawał się ze swoim laptopem. Większość ludzi w szkole uważała go za kujona ale on nie był takim zwykłym kujonem. Nie siedział grzeczniutko na lekcjach. Był raczej typem wybuchowego i nieopanowanego blondyna. Nauczyciele zawsze dziwili się dlaczego ma on takie dobre oceny. To właśnie było tajemnica. Ostatnim był miły i sympatyczny punk, którego włosy zawsze postawione były w czuba na żelu. Wszyscy nazywali do Back.

- Co znowu wymyśliliście? – Zdziwiła się Kelly.

- Mówiłem, że zobaczysz… – Darc nie ustępował – Tylko dziwi mnie dlaczego to wszystko było takie tanie – Skończył i wrócił do prowadzenia.

Droga była wyjątkowo zepsuta. Cały czas podskakiwali na wybojach. Do koła drogi rozciągał się las.

- Zauważyliście, że tutaj nie minęło nas żadne auto? – Zaniepokoiła się Melanie.

- Nie panikuj – Spojrzał na nią Lee – Będzie więcej przestrzeni dla nas – Po czym puścił jej oczko.

- Że też ja się na to zgodziłam – Powiedziała i zamknęła oczy.

Nareszcie wyjechali z koszmarnej drogi. Teraz jechali przez asfaltową drogę. Po drodze jednak zatrzymali się na stacji benzynowej aby zatankować bak do pełna. Dziewczyny poszły rozprostować nogi. Weszły do sklepu na stacji. Jednak w środku uderzył je ostry zapach zgnilizny. Za ladą gniły kawałki mięsa zwierzęcego. Wszędzie latały muchy a półki pokrywała gruba warstwa kurzu i pajęczyn.

- Czym mogę służyć? – Powiedział stary mężczyzna wychodząc z zaplecza. Spojrzał na dziewczyny niepewnym wzrokiem i zmusił się do uśmiechu.

- Chciałybyśmy skorzystać z toalety – Powiedziała Kelly.

- Toaleta jest zatkana – Sapnął starzec – Ale możecie skorzystać z mojej prywatnej – Na samą myśl o korzystaniu z toalety której używał mężczyzna zrobiło im się niedobrze.

- Bardzo dziękujemy ale jakoś wytrzymamy – Melanie z odrazą cofnęła się od lady i wpadła na wypchanego dzika. Z piskiem podskoczyła do góry.

- Niech się panienka nie boi on jest martwy – Zaczął się śmiać staruszek – Nic panience nie zrobi – Mężczyzna wyszedł zza lady i poprawił dzika – Stary Gordi. Długo na niego polowaliśmy aż w końcu się udało. Lubicie dziki? – Zapytał oczekując odpowiedzi jednak Kelly przecząco pokręciła głową – To możecie polubić – Starzec podszedł do lady i wyciągnął kawałek mięsa – Chyba jest jeszcze dobre. Zapakuje wam. Dobre jest z grilla – Melanie spojrzała na rozkładające się mięso i cofnęła się z obrzydzeniem.

- Nie dziękujemy. Przyjechaliśmy tutaj tylko zatankować – Staruszek wrzucił mięso do skrzyni i spojrzał na nie.

- A gdzie jedziecie? – Dokładnie nie wiemy. Wynajęliśmy domek Walterów – Mężczyzna spojrzał na nie zaskoczony.

- Domek? Jaki domek to rezydencja o ile nie można tego nazwać pałacem. Nikt przy zdrowych zmysłach nie wynajmuje tego a co gorsza nie kupuje.

- Dlaczego?

- Dlaczego? Ponieważ…

- Dziewczyny już zatankowaliśmy, idziecie? – Powiedział Lee wchodząc do sklepu.

- Do widzenia – Powiedział staruszek – Może jeszcze kiedyś się zobaczymy – Jednak dziewczyny nie podzielały jego entuzjazmu.

- Dziwny facet – Powiedział Lee zapalając samochód.

- Dlaczego nam nie powiedzieliście? – Upierała się Melanie

- Czego wam nie powiedzieliśmy? – Zapytał zdziwiony Darco.

- Że wynajęliście na wakacje rezydencje a nie domek.

- Aha! Ten pieprzony staruch wygadał wam? Niech ja go dorwę… – Wkurzył się Lee…

- To miała być niespodzianka. No wiecie. Znamy się od… od zawsze i pozwoliliśmy sobie na coś znacznie większego niż jakiś tam domek – Rzekł Back.

Przez resztę drogi nikt się nie odezwał.

- Jesteśmy – Powiedział Lee zatrzymując samochód przed metalową bramą, która była otwarta. Melanie przetarła oczy aby się upewnić czy nie śni. Kelly chwyciła się przyjaciółki aby nie upaść.

- Teraz nie możecie narzekać – Roześmiał się Lee – A to za całe 500 dolców na cały miesiąc. Kelly usiadła na kamieniu i jeszcze raz spojrzała. Jej oczy nie myliły się. To co zobaczyło przechodziło wszelkie wyobrażenia. Wielka rezydencja pośrodku dzikiego lasu. Miała 2 piętra i za pewne strych również tam się znajdował. Murowane ściany porastał bluszcz i inne pnącza nadając budowli charakteru. Okna zapewne nie nowe patrzały na nich z zaciekawieniem. Do rezydencji prowadził podjazd częściowo obrośnięty trawą a potem były wielkie drzwi prowadzące do środka.

- Mam nadzieję, że w środku jest taki piękny jak na zewnątrz – Powiedziała Kelly i ruszyła w kierunku domu.

CDN...

Advertisement