Creepypasta Wiki
Advertisement

Znałam moją przyjaciółkę, Amelię, od wielu lat, jeszcze od wczesnego dzieciństwa. Nasi rodzice przyjaźnili się, my byłyśmy w podobnym wieku, więc widywałyśmy się przy niejednej okazji i w końcu, chcąc nie chcąc, my również stałyśmy się sobie bliskie. Nasz kontakt podupadł trochę, odkąd zaczęłyśmy studia i rozjechałyśmy się do różnych miast. Ona została na wybrzeżu, ja natomiast przeniosłam się do centralnej części kraju. Nie miałyśmy jednak powodów, by sądzić, że nasza znajomość została zakończona i nadal ufałyśmy sobie wystarczająco, żeby mówić sobie o wszystkim, o czym tylko chciałyśmy. Nie byłam więc szczególnie zaskoczona, kiedy Amelia napisała do mnie pewnego dnia z prośbą o pomoc. To, co było zaskakujące, rozpoczęło się dopiero później.

Moja przyjaciółka wyznała mi, że czuje się prześladowana. Nie zauważyłam nigdy wcześniej, żeby miała tendencje do takiego dramatyzmu, więc momentalnie poczułam się zaniepokojona i zaczęłam dopytywać ją o więcej szczegółów. Wyjaśniła mi, że od jakiegoś czasu, kiedy tylko wychodzi na dwór, szczególnie na spacery z psem poza terenem osiedla, ma wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Mówiła też, że z początku próbowała to ignorować – w końcu to tylko głupie przeczucie – ale później stało się to nie do zniesienia. Zaczęła zasłaniać okna w mieszkaniu, choć mieszka na trzecim piętrze; wychodząc na zewnątrz w ręku zawsze miała przygotowany telefon z już wybranym numerem 112, uprzednio jeszcze informując kogokolwiek, dokąd idzie. Na jakiś czas przestała opuszczać mieszkanie pod wieczór i po zmroku. Wpadła w głęboką paranoję, jeśli tak mogę to określić, i nie miała zielonego pojęcia, co powinna z tym zrobić.

Moją pierwszą propozycją była rzecz jasna wizyta u psychologa, ale wszyscy wiemy, jak działa nasza służba zdrowia. Umówiła się do niego, ale nie było możliwości przeskoczenia okresu oczekiwania, a jej samopoczucie zdawało się pogarszać z dnia na dzień. Więc zasugerowałam jej coś jeszcze. Chciałam, żeby zaczęła nagrywać swoje wyjścia, licząc, że jeżeli na nagraniu nic nie będzie (a zakładałam, że o to mogę być spokojna), i ona zauważy, że niepotrzebnie się nakręca.

Jeszcze raz zaznaczę: nie sądziłam, że Amelia ma rację i że faktycznie ktoś ją obserwuje, śledzi. Byłam absolutnie przekonana, że to tylko jej nieuzasadnione wrażenia i że nagrywanie tego, co się dzieje, okaże się dla niej pomocne.

Zdaje się nawet, że się nie myliłam – przynajmniej na samym początku tego... „eksperymentu”. Amelia oglądała filmiki i wysyłała mi je, i sama dobrze widziałam, że nie znajdowało się na nich absolutnie nic podejrzanego. Moja przyjaciółka stawała się spokojniejsza każdego dnia, a potem... przestała się odzywać. Pisałam do niej co chwila, bo ponownie zaczęłam się martwić, najpierw tylko na Facebooku, później dzwoniłam. Kontakt urwał się kompletnie na jakiś tydzień.

Gdy do mnie zadzwoniła, od razu dało się usłyszeć, że jest kompletnie roztrzęsiona. Jej słowa nie miały żadnego sensu, powtarzała tylko co chwila, że „miała rację” i „on tam jest”. Dopiero po dłuższym uspokajaniu jej przez telefon, udało mi się wydobyć od niej jakieś sensowne informacje. Amelia powiedziała mi, że ktoś zaczął wrzucać listy do jej skrzynki. Listy w postaci kartek niezapakowanych w kopertę, więc ktokolwiek je przyniósł, zrobił to osobiście. Na moją prośbę po rozmowie przesłała mi ich zdjęcia. Żaden z nich nie był szczególnie rozbudowany, składały się z pojedynczych zdań: „Widzę cię”, „Chodź ze mną”, „Brak mi zajęcia”. Gdyby jednak ten ktoś poprzestał na listach w skrzynce, nie panikowałaby aż tak i nie dzwoniła do mnie z płaczem.

Wcześniej, w dniu, w którym odbyłyśmy tę rozmowę, gdy wróciła do domu z porannych zajęć, identyczna kartka leżała w przedpokoju w jej mieszkaniu. Drzwi wejściowe były zamknięte na klucz, bez jakichkolwiek śladów włamania, nie zniknęły też żadne kosztowności.

Tego było za wiele jak i dla mnie. Jeśli nawet ktoś wcześniej prześladował Amelię, można było uznać to za głupie żarty, ale skoro wiedział jak wejść do jej mieszkania, mógł równie dobrze stanowić zagrożenie. Doradziłam jej, by zadzwoniła po policję, zgodziła się wtedy, ale nie sądzę, by kiedykolwiek to zrobiła, bo nic o tym nie opowiadała. Niewykluczone, że za bardzo się bała. Żałuję, że nie pomyślałam o tym wtedy, może sama bym to zrobiła. Prosiłam ją też, żeby była ostrożna i unikała wychodzenia samotnie.

Żadna z nas nie miała pojęcia, dlaczego ktokolwiek miałby ją śledzić. Amelia była zwyczajną dziewczyną, jak każda dziewczyna miała grono koleżanek, nie wiem za to nic o tym, że z kimś się umawiała. Nie mówiła nic o tym, że z kimś się pokłóciła i nie sądzę, żeby miała to przede mną ukrywać. Nie przychodził mi do głowy nikt, kto chciałby straszyć ją w ten sposób.

Kilka dni minęło bez żadnych szczególnych wydarzeń, a Amelia zaczynała powoli wierzyć, że wszystko wraca do normy i ten koszmar, cokolwiek go zapoczątkowało, wkrótce się skończy. Ale ten spokój również nie trwał długo. Wkrótce wysłała mi wiadomość o treści „Był w moim domu”. Kiedy zadzwoniłam, nie odbierała. Powiedziała, że nie chce rozmawiać w ten sposób i że nie chce w ogóle dotykać swojego telefonu. Twierdziła, że rano znalazła w nim nagranie samej siebie, kiedy spała, około godziny 4:20. Mieszka sama. Osoba, która nakręciła film, nie ujawniła się na nim.

Było dla mnie całkowicie jasne, że Amelia nie może zostać w tym domu ani chwili dłużej. Powiedziałam jej, żeby przeniosła się na kilka dni do jakiejś swojej koleżanki, rodziny, do mnie jeśli tylko chce, do jakiegoś miejsca, do którego ta osoba, kimkolwiek była, nie będzie miała dostępu. Jednocześnie po raz kolejny prosiłam ją, by zadzwoniła na policję. Przystała na to i zdecydowała się wyjechać następnego dnia. Również za moją namową, chciała także wymienić zamki w drzwiach lub rozejrzeć się za innym mieszkaniem.

Wieczorem, tego samego dnia, pisała, że musi jeszcze wyprowadzić psa, obiecała, że wyjdzie ze swoim sąsiadem i nie pójdą za daleko od bloku. Nie wiem, czy to ważne, ale twierdziła, że jej pies cały dzień wydawał jej się niespokojny. Zrzuciłyśmy to na podenerwowanie związane z rychłą wyprowadzką. Amelia miała odezwać się, kiedy wróci ze spaceru, chciałam upewnić się, że nic jej się nie stało.

Nigdy tego nie zrobiła.

Choć dzwoniłam, telefon pozostawał głuchy. Nie odpisywała na wiadomości, nie wyświetlała tych, które wysyłałam jej na Facebooku. Nie przyjechała. Po kilku dniach skontaktowali się ze mną jej rodzice, również zaniepokojeni brakiem znaków życia z jej strony. Nie powiedziałam im całej prawdy, nie jestem nawet pewna dlaczego. Pojechałam do nich, by wyjaśnić tyle, ile byłam w stanie, ale przy okazji chciałam odwiedzić jej mieszkanie, poszukać w nim czegokolwiek, co dałoby mi jakąkolwiek wskazówkę na temat tego, gdzie podziała się Amelia.

Było zamknięte, ale zdaje się, że moja przyjaciółka przewidziała taki scenariusz, bo dała sąsiadowi zapasowy zestaw kluczy. Dowiedziałam się przy okazji, że mężczyzna nie poszedł z nią tamtego dnia na spacer – nie było go wówczas w domu. Przyznał za to, że wydawała się ostatnio przestraszona i znerwicowana, choć nie chciała z nim o tym rozmawiać. Nie wspominał nic o listach ani o nagraniach.

W mieszkaniu Amelii wszystko wydawało się absolutnie normalne. Żadnego bałaganu, żadnych śladów włamania, nic. Obeszłam wszystkie pokoje, żadnej żywej duszy. W sypialni znalazłam dwie torby, zapakowane i przygotowane do wyjazdu. Nic nie zwróciło mojej uwagi. Zostawiła telefon, ale w tym czasie bateria zdążyła już się rozładować. Wzięłam go ze sobą, licząc, że znajdę w nim jakieś wskazówki, gdy uda mi się go włączyć.

Kiedy naładowałam go w domu, znalazłam w nim kilka nagrań, które dobrze znałam – filmy Amelii ze spacerów, które kazałam jej nagrywać, gdy to wszystko się zaczęło i zdjęcia listów, o które ją prosiłam. Zdaje się, że niczego nie usuwała z jednym wyjątkiem. Brakowało nagrania z nocy, tego, które zostało wykonane, kiedy spała. Nie wiem, czy mnie okłamała czy może zdążyła je usunąć, nie wiem nawet, czy kiedykolwiek będę miała szansę ją o to zapytać.

Ale to nie wszystko. Znalazłam tam również film z tego samego wieczora, którego nasz kontakt się urwał. Jest podobne do tych początkowych, Amelia idzie tą samą drogą, ale wydaje się spanikowana, rozgląda na różne strony. Mam wrażenie, że próbuje przed czymś uciec. Urywa się nagle, bez żadnego konkretnego zakończenia. Nikogo innego nie widać na nagraniu, ale moja przyjaciółka definitywnie kogoś się bała i wierzyła, że ten ktoś jest blisko. W folderze aparatu znajdowały się również dwa zdjęcia. Ich jakość była wyraźnie niższa od innych, jakby aparat został uszkodzony, choć następne zdjęcia, które próbowałam nim robić, wychodziły całkowicie normalnie. Fotografie przedstawiały wejście do lasu, którego nie widziałam nigdy wcześniej. Nie sądzę, żeby znajdował się w pobliżu mieszkania Amelii. Data zdjęcia wskazuje, że zostało wykonane dwa dni po jej zniknięciu.

Received 816977768460221

Nie wiem, skąd wzięły się zdjęcia, ani kto je zrobił. Prawdopodobnie była to ta sama osoba, która weszła do mieszkania mojej przyjaciółki i która zostawiała jej listy, ale nie zbliżyłam się ani o krok do odkrycia jej tożsamości. Nie wiem, gdzie podziała się Amelia. Nie wie tego też jej rodzina czy policja. Obecnie jest uznana za zaginioną.

Co gorsza nie wiem też, co telefon robił w jej mieszkaniu. Nie wiem, kto go odniósł i nie wiem, czy dobrze zrobiłam mieszając się w całą tę sprawę. Paranoja mojej przyjaciółki zaczęła udzielać się również mnie i modlę się, żebym tylko ja nie okazała się następna.

Ostatni_spacer

Ostatni spacer

_______________________________________________________________________________________

Autor: Nakamayabi (z pomocą anonimowych autorów)

Advertisement